Kurs jest nastawiony hobbystycznie, choć dostaje się Certyfikat z MEN o ukończeniu kursu. Zajęcia odbywają się dwa razy w tygodniu i trwają 3 godziny zegarowe, czyli 6 godzin w tygodniu. Rozpoczął się 27 stycznia i kończy się 9 kwietnia. Jest to wydarzenie cykliczne, czyli jak my skończymy- zacznie kolejna grupa.
W pierwszym dniu byłam nieco w szoku, bo tempo zajęć było szybkie, przynajmniej tak mi się wydawało. Najpierw sprawdzenie obecności- jak w szkole. :) Oczywiście obecność nie jest obowiązkowa, ale lista jest. Otrzymałyśmy mnóstwo przydatnych materiałów, najpierw tabelę ze skrótami krawieckimi takimi jak: ZWo, ot itd...
Później na nasze stoliki przywędrowały instrukcje powstawania spódnicy podstawowej i tu się zaczęła
czarna magia. :) Rysowałyśmy za Panią, kreska po kresce, miały mieć odpowiednie długości, odpowiedni kąt...Byłyśmy wszystkie tak skupione, że na sali panowała totalna cisza, a każda patrzyła tylko na swoja kartkę i na tablicę. Tutaj talia, tutaj koniec, a tu zaszewka...Jeszcze jedna kreska... Uff. Udało się!
Nie wiem jak to zrobiłam, ale wyszło. :)
Po tych chwilach skupienia, coś co Paulina lubi najbardziej- ściegi ręczne. Jaka była moja radość, kiedy dostałam igłę, nitkę i kawałek materiału. A oto moje ściegi:
Do każdego ściegu robiłam sobie notatki, żeby nie zapomnieć jak się to robi. Były też rysuneczki- prawie techniczne. :)
Na drugich zajęciach robiłyśmy schematy innych spódnic, takich jak: spódnica z 6-ciu klinów, z koła, z półkoła... Tym razem rysowanie było już nieco większą zabawą, bo wydawało się łatwiejsze.
Druga część zajęć to ściegi... tym razem maszynowe. Maszyny, na których pracujemy, są maszynami przemysłowymi. W porównaniu do tej domowej są (jak dla mnie) nieco bardziej przerażające. Tutaj muszę wspomnieć, że bardzo długo nie mogłam się przekonać do tej domowej, bo się jej bałam, że mi przeszyje palce, albo je gdzieś wciągnie, jak ją zatrzymać! Dopiero jak dostałam swoją własną- oswoiłam się z tym urządzeniem. Maszyny przemysłowe po kliknięciu włącznika zaczynają wydawać dźwięki, dlatego ja swojej przez długą chwilę nie włączałam. Nawijałam sobie nitkę zgodnie z instrukcją Pani prowadzącej, później sobie na nią patrzyłam... Dobra, trzeba ją włączyć!
Dostałyśmy kawałek materiału i mogłyśmy go poprzeszywać wzdłuż i wszerz. :) Pierwsze dwa razy były dla mnie przerażające, bo 1800 obrotów mojej maszyny domowej w porównaniu do 3600 Juki- kosmiczna różnica. Jak się dobrze "depnie", to wyrywa materiał z rąk i wypluwa z drugiej strony. Podobno maszyna jest jak koń- trzeba ją okiełznać i ma nas słuchać. W końcu nawet i mnie posłuchała. Z naszej współpracy powstały ściegi, które były tematem tych zajęć.
Tak mi dobrze szło, że po wszystkich podstawowych ściegach dostałam jeszcze lamówkę do zrobienia:
To całe drugie zajęcia. Uważam je za bardzo produktywne. :)
W następnym tygodniu rysujemy spódnicę na siebie i ją szyjemy! Każda ma przynieść materiał jaki chce, może to być nawet prześcieradło. Ja już kupiłam- zobaczymy, czy mi to wyjdzie.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się mój nowy cykl na blogu. Byłabym wdzięczna za wszelkie komentarze, żebym wiedziała, co myślicie.
Pozdrawiam
A wiesz, że Juki to po Japońsku śnieg? :)
OdpowiedzUsuńKurczaki, ja u siebie też szukalam takiego kursu... Ale nic nie mogłam znaleźć, czy powiesz mi w jakim mieście odbywa się taki kurs?
OdpowiedzUsuńJa chodzę we Wrocławiu, ale jak szukałam to wydaje mi się, że były podobne w Szczecinie i Krakowie. Trzeba pytać. Ewentualnie szukać w tych grupach szyciowych na facebook'u. Podam namiary jak będą potrzebne. ;)
Usuń:) Dzięki :)
Usuńi mi by się taki kurs przydał
OdpowiedzUsuńbo to dla mnie czarna magia :)
serio
pozdrawiam
ania
Fajna jest taka nauka od podstaw. Co ja bym dała kilka lat temu za taki kursik... mogłabym wówczas uniknąć całej masy błędów:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Gosia
Hej, czy możesz podać namiary na miejsce, w którym robiłaś kurs? Z Twoich opisów wynika, że warto, a ja zdecydowanie dotarłam do punktu, w którym moje domowe szycie "na czuja" już mi nie wystarcza;) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń