Przyznam, że nie spodziewałam się po sobie, iż będę tak szła w zaparte. Cały czas słyszałam- "zostaw to i wrócisz jak będziesz umiała robić szydełkowe maskotki", albo "przerób tą nogę i zrób po prostu tubę", ale nie- ja się uparłam. Prułam łącznie chyba 10 razy, poprawiałam, dochodziłam jak to zrobić, nie wychodziło- to jeszcze raz. Tak w kółko. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że może rzeczywiście to zostawię? Coś mnie jednak pchało do przodu, szeptało do ucha- nie poddawaj się, spróbuj jeszcze raz. Więc próbowałam. Nie na marne!
Oto on, mój pierwszy szydełkowy zając (a może królik?):
Mimo poświęconych miesięcy na jego skończenie i trudu- uwielbiam go i chcę stworzyć kolejne. Chyba nauczyłam się cierpliwości. Chociaż od zawsze byłam cierpliwa, ale przy tej pracy czułam taki wewnętrzny spokój, który sprawiał, że nawet pruta po raz czwarty noga nie umiała mnie zniechęcić. Bardzo fajne uczucie.
Dowiedziałam się ostatnio, że moja prababcia- po której otrzymałam swoje cudowne imię (bardzo je lubię)- była niesamowicie uzdolniona. Zajmowała się robótkami ręcznymi (tak jak ja!). Myślę, że to ona zawsze czuwa nade mną i nad moimi pracami...
Dowiedziałam się ostatnio, że moja prababcia- po której otrzymałam swoje cudowne imię (bardzo je lubię)- była niesamowicie uzdolniona. Zajmowała się robótkami ręcznymi (tak jak ja!). Myślę, że to ona zawsze czuwa nade mną i nad moimi pracami...
Zapomniałabym! Mój zając będzie miał jeszcze ubranko, dzięki uprzejmości pewnej wspaniałej Osoby, która powiedziała, że stworzy dla niego sweterek. :) Już się nie mogę doczekać!
Pozdrawiam Was serdecznie.